sobota, 29 listopada 2008

Autostopowiczka

Koło północy wracał Andrzej z pracy. Zmęczony zastanawiał się dlaczego ma wciąż tak mało czasu, ciągle coś goni, gdzieś się śpieszy, a profity wciąż niewielkie.
Od dwóch lat próbował rozkręcić własną firmę, remonty.
Borykał się z notorycznym deficytem pracowników, terminami, drożejącymi materiałami budowlanymi.
Jechał samochodem, gdzieś w tle z radia dobiegało The Police.
Było już późno Andrzej co chwilę przecierał zmęczone oczy.
Droga zupełnie pusta, wokół niewielkie lasy, jakiś mały prywatny staw.
Tym razem z remontowanego sklepu klienta do domu dzieliło go kilkadziesiąt kilometrów jezdni.
Zobaczył na horyzoncie kobietę, zdziwił się było późno, okolica raczej nie obfitowała w ludzi. Kobieta energicznie machała do niego dłonią, miała przerażoną twarz.
Jej widok go rozbudził. Ładna, młoda zupełnie sama w takiej okolicy, chyba skądś uciekła. Nie pasowała do krajobrazu. Zatrzymał się. Nie zdążył nawet powiedzieć dobry wieczór, gdy z jej ust wystrzeliła masa nerwowych słów.
- Był wypadek, trzy kilometry stąd był wypadek, w wypadku jest dziecko ! Szybko musimy mu pomoć!Jedźmy natychmiast, błagam pana!

Nim Andrzej zdążył cokolwiek odpowiedzieć kobieta już siedziała w jego samochodzie.
Nacisnął gaz i ruszył we wskazanym kierunku.
- Szybciej, niech pan jedzie szybciej!
Kierowca zupełnie oszalały sytuacją przyspieszał.
Zerkał na nią co jakiś czas, jasna sukienka w kwiatki, długie ciemne włosy i te dziwne oczy. Jakby była zahipnotyzowana.
Nawet nie zapytał jej skąd wie o wypadku, przyspieszał i przyspieszał.
Z odległości kilkunastu metrów dojrzał samochód, stojący częściowo na drodze, druga część wbita była w barierkę. Zbliżając się zobaczył, że przód jest zupełnie zgnieciony.
- O matko, ona ma racje!- pomyślał.

Wyskoczył z samochodu, wyciągnął telefon powiadomił odpowiednie służby.
Usiłował otworzyć przednie drzwi od strony pasażera, nie powiodło się.
Zaczął wyszarpywać tylne. Wokół totalna ciemność. Mało widział. Drgnęły.
Na siedzeniu leżał zakrwawiony może czteroletni chłopczyk.
Przeraził się, drżącymi dłońmi powoli wyciągnął dziecko.
Chłopczyk pod wpływem zimnego powietrza ocucił się i zaczął głośno płakać.
Twarz Andrzeja rozświetliły światła, nadjechało pogotowie, tuż za nim pędził radiowóz. Sanitariusz wyskoczył z karetki, zabrali od niego dziecko, "ono żyję"- ktoś krzyknął.
Wszystko wirowało Andrzejowi w głowie, odsunęli go.
Straż pożarna, światła, krzyki lekarzy, totalny chaos.
Stał z boku i obserwował. Małego pogotowie natychmiast zabrało do szpitala.
Usiłowano otworzyć przednie drzwi pokiereszowanego samochodu.
Tam ktoś, jest krzyczeli strażacy.
Niewiele widział. Po chwili usłyszał - "niestety, nie żyje".
Wyciągali czyjeś zwłoki. Andrzej podszedł do jednego z policjantów, zapytał o stan chłopca, mundurowy odpowiedział, że mały przeżyje.
Odetchnął i wtedy przypomniała mu się ta kobieta, ta która tutaj go przywiozła.
Był tak roztrzęsiony, że zupełnie zgubił ją z oczu.
Policjant przeglądał dokumenty znalezione przy ofierze, coś notował.
Andrzej zaczął szukać tej, która go na miejsce wypadku przywiodła.
Gdzie ona jest, jak to możliwe, myślał.
- proszę pana, a gdzie jest ta kobieta?- zapytał.
- jaka kobieta?- znad papierów wymamrotał policjant.
- no ta, która powiedziała mi o wypadku, która ze mną tutaj przyjechała!
Policjant podniósł pytający wzrok.
Wtedy Andrzej zobaczył zdjęcie w dowodzie osobistym ofiary.
Te oczy, duże, dziwne, te długie, piękne, ciemne włosy.
To ta kobieta!- krzyknął Andrzej.
Ta kobieta zmarła w tym wypadku na kilka godzin przed pana przyjazdem tutaj- odpowiedział zupełnie spokojnie policjant.
Poprowadził Andrzeja do leżącej na ulicy, ledwo wyciągniętej z samochodu ofiary.
Jasna sukienka w kwiatki zabrudzona była krwią.
Nawet nie chciał zobaczyć jej twarzy.
- ale ona zatrzymała mnie mówiąc, że w wypadku jest dziecko, przyjechała ze mną tutaj, Jezu..- jąkał się Andrzej.
- to matka tego chłopca, proszę pana. Spokojnie, ja panu wierzę.
Nie pierwszy raz tą historię słyszę.- odpowiedział policjant odchodząc w kierunku radiowozu.


11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

czytam twojego bloga choc sie nie znamy podoba mi sie.W kazdym wpisie masz inna twarz.Ciekawie sie czyta.

Daro Spitteler pisze...

Tutaj jest przypadek życia pozagrobowego bo matka jako duch komuś dobremu się pojawiła bo jako matka nie chciała stracić swe dziecko.

Uzi Boa pisze...

Rany boskie, Linka...
ja wiem, że znalezienie martwego kota we własnym domu może poruszyć, ale żeby aż tak...?

Przerażające rzeczy dzieją się w Twojej głowie :)

Anonimowy pisze...

jak ja dzisiaj zasnę :D

morsianna pisze...

orginalny blog...podoba mi sie.
Msz pomysl, a to wlansie jest wazne.
pzdr;)

Linka pisze...

Dzięki wszystkim za miłe opinie;)
Daro:)
Uzi, to prawdziwa historia:)

Daro Spitteler pisze...

Wiedziałem , że to prawdziwe ^_^

Og pisze...

Faktycznie, piękny i oryginalny blog!
Będę tu pisał, będę komentował i wspierał w potrzebie.
Nawet kasę wpłacę jak tylko znajdę odpowiednią opcję ;P

A&A Fashion Shop pisze...

hahaha ,szara koperta podana przez umyslenego , na rynku PR ... Linus mowilam Ci juz, ze jestes wielka :)))

Og pisze...

Jak stanie na krześle :>

Linka pisze...

:P